Człowiek z hodowlaną pasją

Środa 22 listopada 2017

Bolesława Wireńskiego poznałem na ostatnich Jesiennych Targach Rolniczych w Gliśnie, prezentował dorodne króliki, które cieszyły się znacznym zainteresowaniem. Nic dziwnego, wszak w dyskontach spożywczych oferowane tuszki tych zwierząt w żaden sposób nie są wagowo porównywalne. Kilku czy kilkunasto kilogramowe króliki, o ciemnej, lśniącej sierści były hitem wystawienniczym drobnych hodowców.

Trudno w mieście prowadzić hodowlę godną fermy, ale wiadomo, że wielu mieszczuchów hoduje te zwierzęta dla swoich potrzeb na działkach, w przydomowych ogrodach czy wręcz komórkach. Takie hodowle nie są zagrożeniem dla środowiska, ani uciążliwe dla sąsiadów.

Od czasów młodości, a wiek swój pan Bolesław już ma, mój rozmówca próbował z różnym skutkiem hodować króliki i zające. Te ostatnie mają naturę wolno żyjących gryzoni, stąd ich ucieczki poza ogrodzenie. I szukaj wiatru w polu jak mawiają. Dziś klatki w ogrodzie, zasłonięte zielonymi krzewami, chronią króliki przed nadmiarem promieni słonecznych i wiatrem, dodatkowe maty przed skrzydlatymi insektami.

Dorodne samice i samce różnych ras (m.in. olbrzym belgijski, olbrzym srokacz niemiecki) mają swoje osobne klatki, młodzież baraszkuje wspólnie w większych. Hodowca-pasjonat dba o stan sanitarny i techniczny klatek oraz o należyty pokarm, wodę i kondycję zdrowotną sympatycznych zwierzątek. Z pewną ciekawością zauważyłem jak korzystają one ze wspomnianej wody, którą piją wprost z podajnika, który uruchamia się z chwilą dotknięcia go nosem królika. Zawór dwustronny nie pozwala na wylewanie się cieczy bez potrzeby.

Nie zawsze kolor sierści całego miotu jest identyczny. Matka natura lubi płatać figle. Zdarzają się przypadki uszkodzeń, szczególnie uszu podczas narodzin. Nie mniej jednak o ile samice i samce są same w sobie nieco ociężałe, to młode, już odseparowane od matek są stale w ruchu. To cieszy hodowcę. Odpowiednia karma z czasem doprowadzi do przyrostu masy, a preparaty do dezynfekcji klatek i szczepionki gwarantują zdrowie. Samice są wyselekcjonowane, bo nie zawsze muszą być dobrymi matkami. Intuicja, obserwacja i doświadczenie jest pomocne. Stosowna dokumentacja prowadzona jest na bieżąco.

Lata praktyki robią swoje. Różne gatunki, krzyżówki, zmiany pokarmu i wiele innych rzeczy związanych z hodowlą – wypełnia częściowo życie hodowcy. Dziś już nie jest członkiem związku hodowców tych zwierząt. Nie odczuwa takiej potrzeby. Na wystawy i tak go zapraszają, aby np. zaprezentował srokacza olbrzyma niemieckiego. Ma ich kilka w swej hodowli. Z reguły osiągają one wagę blisko 10 kg, choć ten z wystawy w Gliśnie ważył 13 kg. I widząc jak z gracją kicał po klatce, na zapasionego nie wyglądał.

Każde hobby jest kosztowne, małżonka zbytnio nie ingeruje, ale smakowity pasztet potrafi zrobić. Bo między innymi do tego hodowla królików zmierza. Do pozyskania skóry i mięsa. Kontakty z innymi hodowcami to osobny temat, może kiedyś do niego powrócę.

L. Malinowski

wykonanie: gardziejewski.pl

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z polityką dotyczącą cookies. Zamknij