Jak z tym pierścieniem było…

Czwartek 17 stycznia 2013

Równe dziewięć lat – tyle miłośnicy fantasy z najwyższej półki musieli czekać na powrót do tolkienowskiego Śródziemia.

 

Peter Jackson, reżyser pamiętnej trylogii „Władca Pierścieni”, która dekadę temu podbijała także polskie kina, znów pokazał, że świat hobittów, elfów, krasnali i czarodziejów wciąż nie jest mu obcy. Ba, ponownie udowodnił, że spora dawka ekspresji, której w książkach Tolkiena bądź co bądź brakowało, przyda się temu obrazowi niemniej, niż odważne posunięcia, które doprowadziły do efektownych ujęć bitwy u stóp Minas Tirith w „Powrocie Króla” czy obrony Helmowego Jaru w „Dwóch Wieżach”. Są więc piękne widoki, widowiskowe pojedynki, magia, orkowie, gobliny… czyli wszystko to, co sprawiło, że filmowy „Władca Pierścieni” stał się kultowy.

Zawiodą się jednak ci, którzy liczą na to, że podobnie smaczki w kolejnej odsłonie tolkienowskiej epopei („Hobbit” jest prequelem „Władcy Pierścieni”), są tak samo spektakularne, jak w trylogii. Ale nie ma się co dziwić – główny bohater filmu, Bilbo Baggins, to nie jego bratanek Frodo, któremu wypełnienie o wiele trudniejszej misji przypadło w samym środku wielkiej wojny o pierścień.

Mimo wszystko jego wuj też nie ma lekko – z najnowszego filmu dowiadujemy się, że kilkadziesiąt lat wcześniej musiał pomóc krasnoludom odzyskać ogromny skarb, zagrabiony niegdyś przez smoka Smauga. (Swoją drogą, początkowa scena ataku bestii na królestwo krasnoludów wypada najlepiej w całym filmie).

Czasy są inne, Sauron, ciemny władca z trylogii ani myśl wyściubiać nosa ze swej kryjówki, a ludy Śródziemia żyją w jako takim spokoju. Tymczasem twórcy filmu na siłę zbudowali dodatkowy pomost między trylogią, a „Hobbitem”. Prócz oczywistych nawiązań (te same postacie, kluczowe dla dalszych losów Śródziemia znalezienie pierścienia, miecz – żądło, itp.), wprowadzono rodzaj złej aury, jaka towarzyszy bohaterom. Nietrudno się domyśleć, że dotyczyć ma ona przyszłych, mrocznych czasów, w których przyszło żyć legendarnym postaciom z „Władcy Pierścieni”. W książce nie ma o tym ani słowa.

„Hobbit” nie jest na tyle obszernym dziełem, by robić z niego filmową trylogię. A taki zamiar mają wyraźnie twórcy obrazu. Część pierwsza, „Niezwykła podróż”, spokojnie zmieściłaby wszystkie wątki zawarte w książce. Ciekawe zatem, co będzie w dwóch kolejnych odsłonach, skoro większość wydarzeń przedstawiono już w części pierwszej? Podobno mają być to retrospekcje, bazujące na mniej znanych dziełach Tolkiena: „Sillmalirionie” i „Niedokończonych opowieściach”. Utwory te, jak zresztą wszystkie autora, na pewno warte są przeniesienia na ekran. Tylko dlaczego podczepiając je na siłę pod „Hobbita”?

 

Wojciech Obremski





alt



wykonanie: gardziejewski.pl

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z polityką dotyczącą cookies. Zamknij