„Góry nauczyły mnie wiele…”

Poniedziałek 20 sierpnia 2018

Szacunek okazywany przyrodzie jest bez wątpienia atutem godnym zdobywcy. Nie raz, nie dwa, dociera do nas informacja, że „góry zabrały kolejna ofiarę”. Taternicy, alpiniści czy himalaiści są świadomi zagrożeń podczas każdej wyprawy. Niegdyś wiadomości o zmianie pogody w górach opierano na dostępnych informacji meteo lub przepowiedni miejscowych. Dziś technika poszła tak daleko, że komunikaty są odbierane na bieżąco z uwzględnieniem miejsca i prognozy. Jednak to człowiek podejmuje decyzje w przypadku samotnej wyprawy lub kierownik ekspedycji.

W sulęcińskiej JRG PSP od 13 lat pracuje Tadeusz Fudalin, dziś w stopniu młodszego ogniomistrza. Jego pasją są góry. Konkretnie zdobywanie kolejnych szczytów. Dziś również alpinista. A wszystko rozpoczęło się znacznie wcześniej.

- Góry pasjonowały mnie chyba od najmłodszych lat – mówi T. Fudalin. - Zdobywanie szczytów rozpocząłem w naszych Tatrach. Wspinaczka zimowa w różnych warunkach była szkołą życia. Z czasem przybywało sprzętu. Powstawały nowe możliwości. Jednak dominowały pytania – Jak sobie dam radę na wysokościach? Czy wytrzymam kondycyjnie? Pytań było i jest nadal wiele. To zrozumiałe.

Wziąłeś udział w czerwcowej wyprawie na Mont Blanc w Alpach. Poprzeczka postawiona wysoko. Nie tylko na wysokość najwyższej góry w Europie, ale również pod względem logistycznym.

- Fakt. Planowane wejście na najwyższą górę Alp planowałem już rok temu, wspólnie z kolegą, z którym wielokrotnie się wspinaliśmy. Niestety nie wyszło. Poprzez Internet poznałem podobnych pasjonatów, dogadaliśmy się i już po indywidualnych dojazdach 9 osób na miejsce zbiórki, 4 czerwca tego roku, ruszyliśmy na szczyt. Po czterech dniach cel został osiągnięty. Oczywiście po drodze były zakładane obozy, gdzie spaliśmy, przyrządzaliśmy posiłki, odpoczywaliśmy i planowaliśmy dalszą wspinaczkę. Szliśmy szlakiem sprawdzonym przez innych. W nowym zespole nie ma miejsca na eksperymenty. Dla mnie było istotnym sprawdzenie siebie, wydolności swego organizmu w tych warunkach. Ciepły czerwiec a na górze śnieg. W górach nie ma półśrodków do zastosowania. Zespół musi być jednością. Nie ma miejsca na swoiste brylowanie. Przyroda, góry czy bezkres oceanu uczą szacunku.

4810 m n.p.m., bo tyle liczy szczyt, uwzględniając wysokość, różne nachylenie zbocza i warunki atmosferyczne, to jednak znaczny wysiłek.

- Dziennie pokonywaliśmy odcinki 800-1000 m przewyższenia, nie mylić z odległością. Do tego 35 kg bagaż na plecach, na nogach raki w ręku czekan, liny wokół ciała. Mam już znaczne doświadczenie. Zdobyłem najwyższy szczyt w Austrii, drugi co do wysokości w Europie, także zdobyłem najwyższy szczyt Niemiec. Jednak każda wyprawa to nowe doświadczenie. Mont Blanc zliczony i już myślę o kolejnej wyprawie. Może to będzie Kaukaz z Elbrusem czy Kazbekiem? Istotnym jest, aby poznać wszelką dostępną literaturę, informacje, ustalić kilka wariantów ekspedycji jak i zabezpieczenia logistycznego. Wysiłek jaki się wkłada w ten niebezpieczny sport nie zastąpi samej chęci. W zespole mieliśmy kolegę, dobrze chyba przygotowanego, ale swoistego „zaliczeniowca”, który chciał szczyt zaliczyć. Chęć to nie wszystko. Wspólnie zadecydowaliśmy, że zostanie w ostatniej bazie, bez próby ataku na szczyt. Psychika mogłaby nie dorównać sile mięśni i mielibyśmy problem. Zresztą podczas zejścia, gdy trafiliśmy na mgłę, ów kolega z lekka spanikował. A mgły są częstym zjawiskiem nie tylko w Alpach. Do wspinaczki trzeba mieć i charakter i zacięcie oraz odpowiednie przygotowanie.

Były zapewne jakieś niespodzianki?

- Podczas schodzenia skręciłem staw skokowy w wyniku niewielkiego poślizgnięcia. Śnieg powyżej 3 tys. metrów, kolega mnie asekurował, ponieważ schodziłem wolniej i nagły atak mgły. Mieliśmy wysokościomierz, co pomogłoby ustalić najbliższe schronisko. Dane nie kłamały, ale widoczność niemalże zerowa. Gdy mgła opadła ku radości naszych oczu ukazało się w niedalekiej odległości porządne murowane schronisko. Góry nauczyły mnie wiele, w tym pokory, rozsądnej oceny sytuacji i nadziei.

Mój sympatyczny rozmówca wspinaczkowy chrzest zaliczył w Tatrach na Świnicy.

Ludzie chodzą po górach bo są…

 „Góry dają człowiekowi, poprzez zdobywanie wzniesień nieograniczony kontakt z przyrodą – poczucie wewnętrznego wyzwolenia, oczyszczenia, niezależności” -  Jan Paweł II.

Rozmawiał Lech Malinowski

wykonanie: gardziejewski.pl

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z polityką dotyczącą cookies. Zamknij